Komentarze: 2
Czasem ogarnia mnie jakiś beznadziejny paraliż wewnętrzny. Nie potrafię wyjść poza krąg kłębiących się we mnie uczuć i emocji wielkorotnie sprzecznych. Boję się stracić czegokolwiek co jest w nich dobre i piękne, boję się, że nawet jeśli będzie to mały element, kiedyś może okazać się niezbędny do odzyskania równowagi. Chwieję się i potykam, rozpaczliwe próby walki z nieuniknioną grawitacją przyczyniają się do tego, że boli bardziej wciąż bardziej. Czasem kiedy upadam, mam ochotę nie podnosić się wcale i czekać żeby mnie dobito.